- Wiecie kim Ja jestem? –
nieskończoność rozdarła się.
- Cienie. Więzy. Tak –
odpowiedzieli niespokojnie.
- Przybyłam, by się w was
zagłębić, kochane dziecię.
- Czy powinniśmy się lękać?
- Strach to zimna słodycz. Nie
musisz się go obawiać. – Pustka rozejrzała się. – Byłam tu już kiedyś…
Vor’koela jaśniały jak dziś. Gorzka woń, którą wtedy poczułam po raz
pierwszy… Czy wiecie czym jest… była ta pieczara?
- Nie, Pieczęci. Pytaliśmy
Głosów, ale nie znali odpowiedzi. Czemu nie słyszymy Innych? Niepokoi nas to.
- Cii, umiłowani. – Pogłaskała ich
mackami czerni. – Macie teraz mnie. Nie opuszczę was już nigdy. – Zbliżyła się.
– Ta grota… niegdyś była łodzią. Przemierzała światy. Nie rozumiała, że wkrótce
przybędę. Tak… Widzę wciąż tę orgię beznadziei. Pocałunki nienawiści. Pchnięcia
pogardy. Wiele dodano do mnie tamtej nocy.
- Dlaczego widzimy tylko
milczenie?
- A czy trzeba wam czegoś więcej?
Noc tliła się.
- Jedni z was też wtedy byli ze
mną… Pamiętam! - Nagość Tnei’Idu zaczęło pęcznieć i ropieć. Przeszyła ich
rozkoszna boleść . – Pragnę zobaczyć waszą pierwszą twarz, dziecię. Ciekawość
was tu przywiodła…
- Błagamy, Pieczęci… my… nie…
- …więc teraz poznacie prawdziwe
piękno. Cii, ukochani. Moja potęga przerasta wszystko, co jesteście w stanie
sobie wyobrazić. Rozgniatam nawet śmierć.
Wtedy Tnei’Idu pękli.
Ramiona mroku wyciągnęły ich. Śródżycie teraz było nimi. Larwa wiła się w
mglistości. Utraciwszy zmysły symbionta, znów, pierwszy raz od setek cykli,
spoglądali swoimi pierwotnymi oczami. Lekkie drgania świata. Palące skórę
opary. Czuli smród fekaliów, które wyszły z uśmierconego nie-ciała.
Tnei’Idu byli gotowi na
Odejście. Życie Xanoi nie mogło zataczać kręgów, jeśli wypadło z Jaźni, lub
zostało z niej wyrwane tak, jak uczyniła to Scith. A jednak… istnieli. Dłonie
czule obejmujące śródżycie nabrały rzeczywistości.
- Jesteście moje, dziecię. A
teraz stwórzcie mnie na nowo… posmakujcie!
Szponiaste łapy stwora
jeszcze delikatniej ująwszy śródżycie, przesuwały nimi wzdłuż pancerza, powoli
kierując się ku wilgoci ud. Gwiazdy Mroku snuły wokół kochanków pajęczynę
jasności. Ozór Pieczęci pełznął po gnijącym nie-ciele Tnei’Idu.
Tysiąc wizji.
Podcięte lustrem żyły.
Matka całująca malutką męskość synka. Śmiejące się z żebraków dzieci. Ostatni
oddech rodzącej kobiety. Zimne błoto w płucach. Wypadające zęby zgarbionej
starości.
Xanoi naprężyli swoje
robacze śródżycie i zagłębili się w Scith.
Olśnienie.
Piękna ta nicość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz